RAFAŁ KNOROWSKI
Rafał Knorowski urodził się w 1960 r. w Pabianicach. Po ukończeniu liceum ogólnokształcącego był słuchaczem Studium Techniki Teatralno-Filmowej w Łodzi. W latach 1981-1986 studiował w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych na wydziale malarstwa i grafiki. Od 1989 roku prowadzi firmę Garamond zajmującą się grafiką użytkową, ale także scenografią teatralno-filmową. Od 2000 r. współpracuje z niemieckimi teatrami (Kiel, Lorsch). Profesjonalnie planuje i wykonuje skomplikowane fragmenty wystroju scenicznego np. rzeźby, horyzonty. Projektuje również kostiumy. Podstawową dziedziną twórczości pozostaje jednak malarstwo. Artysta tworzy przy użyciu klasycznych technik malarskich, maluje na płótnie techniką olejną lub akrylową.
Każdy człowiek
żyje w głębokim przeświadczeniu, że porusza się w znanym mu świecie. Na co dzień robi użytek ze wszystkich swoich zmysłów . Mogłoby się wydawać, że nie ma kłopotu z jego poznawalnością. Można by odwołać się do żartobliwej staropolskiej definicji konia i przez analogię orzec krótko, że „każdy widzi”, jaki on jest – ten świat. Właściwie jedyny jaki jest nam dany, w który zostaliśmy wrzuceni. Te inne, są bardziej śnione, wyobrażone, czy dopiero obiecane – na razie są niedostępne, bo znajdują się poza horyzontem istnienia, czy ludzkiej egzystencji. Ale pokusa wejścia w ten inny, metafizyczny wymiar ciągle daje o sobie znać. Tym zajmuje się między innymi sztuka.
Niestety, w przypadku malarza
jakim bez wątpienia jest Rafał Knorowski – sprawa owego widzenia nie jest już tak oczywista. Gdyby problem „widzenia świata” rozszerzyć na całą historię malarstwa i na tej płaszczyźnie próbować określić jego właściwości i niezmienne cechy, więcej byłoby niejasności, niż pewności, że pomnażamy naszą wiedzę (mnożenie w tym wypadku byłoby bardziej dodawaniem kolejnych doświadczeń). Wątpię nawet, czy pokrywałyby się jego kontury, barwy, niezliczona ilość wyodrębnionych kadrów i fragmentów. To samo dotyczy opisania świata piórem. Jak dowodzą dzieła literatury, tzw. opisy przyrody nadal mierzą się z tym fenomenem próbując rozwikłać jej tajemnicę. Pozostaje więc natura (ta zastana i ta tworząca) wieczną (chyba?) zagadkę dla ludzkości. Wszelkie próby podejmowane przez artystów udzielenia na nią jakiejkolwiek odpowiedzi – wydają się objawami szczególnego rodzaju pokornego, ale i bałwochwalczego kultu. Twórcy nawet jeżeli nie chcą, to i tak wpisują się w tę tradycję nieustającej – dodajmy wyczerpującej – gonitwy za własną interpretacją zjawisk. Gdyby było inaczej, byliby raczej archiwistami widzialnego świata lub kolekcjonerami wrażeń. Rafał ma więc niezbywalne prawo każdego artysty, do własnej, osobistej wizji świata. Jego świat, tzn. ten wyobrażony w jego malarstwie, jest jego własnym, osobnym światem. Nie musi go do niczego upodabniać; nie musi go uwiarygodniać, cytować jego fragmentów. Nawet nie musi z nieprzystawalnych do siebie części tworzyć żadnej całości. Skoro – a to wydaje się wiarygodne – jest jego własnym światem – ma przywilej urządzania go po swojemu, bo tylko w takim otoczeniu można mówić o „zamieszkaniu” czy „zadomowieniu”. Stwarza więc taki jego obraz, który porządkuje wątpliwości dotyczące jego istoty, na ile jest w stanie je pojąć i zrozumieć. Szeroko opisywane czyste pejzaże, miejskie zakamarki, puste wnętrza (niekiedy ze sztafażem), studia przedmiotów – mają podobny, zbliżony ton.
Więcej tu melancholii
zadumy z domieszką nostalgii niż żywiołowej afirmacji życia, bujnej wegetacji i wszechogarniającego żywiołu i biologicznej energii. To nie jest świat, który żywi się sam swoją witalnością, chociaż tu i ówdzie przenika go jaskrawe światło niczym zasada porządkująca. Odnosi się wrażenie, że te wyobrażone przestrzenie poddane są nieuchronnemu działaniu czasu. Tak jakby przesłonięte były jakimś woalem o rdzawym zabarwieniu, tłumiącym pełnię barw i ich czystą ekspresję. Niby wszystko jest oczywiste i zgodne z organicznym porządkiem rzeczy, ale jednocześnie dotknięte jakimś znakiem przemijania. To rodzaj korozji, która rozprzestrzenia się w każdym wymiarze i podobnie jak rdza, raz się pojawiwszy będzie się już dalej, w sposób niepowstrzymany, rozprzestrzeniać się naruszając doskonałość stanu pierwotnego, a przynajmniej zewnętrzną powłokę. Niekiedy dopatrzymy się w tych obrazach symptomów destrukcji, niszczenia, rozpadu. Malarstwo jest jednak w stanie powstrzymać całkowite unicestwienie na rzecz malowniczej erozji, a ta, jako misterium mortis, może stać się pretekstem do estetycznej delektacji dla widza. I chyba także pogłębionej refleksji nad przemijaniem. Bardzo często Rafał obserwuje świat i jego zjawiska z wysoka. Tak jakby unosił się ponad ziemią. Zawieszony w bezruchu lub w swobodnym locie, jakby zostawiał zapamiętane widoki poza sobą szybując do nieokreślonego celu.
A może, dzieje się to w drugą stronę?
Może te widoki wracają, odnawiają się w pamięci jako zapamiętane z przeszłości punkty orientacyjne, zapewniające powrót do miejsc znanych, bezpiecznych, zasiedziałych w zaciszu wspomnień. Tego z obrazów wyczytać się bezpośrednio nie da, ale wiemy (albo przynajmniej wierzymy), że są to dwa nierozłączne aspekty naszego bytowania; że nasza pamięć lubi takie zabawy z czasem, że potrafimy odwrócić jego wektor i na przekór biegowi życia potrafimy (właściwie to tak działa nasza pamięć) wracać do przeszłości, która zawsze musi mieć jakiś konkretny, w tym przypadku sensualny kształt – bo ona się nam „jawi” jako zapis pamięci. Mark Chagall także kiedyś lewitował ponad krainą dzieciństwa i zaglądał do różnych miejsc mu bliskich tworząc rodzaj baśniowej narracji, gdzie rozluźnione zostały związki przyczynowo – skutkowe. I mimo wszystko, była to dla niego całość, bo jako całość chciał rekonstruować przeszłość, jako swego rodzaju świadectwo i syntezę miejsc, w których kiedyś bywał, bez względu na kolejność zdarzeń wyznaczanych datami z kalendarza. Taki rodzaj epizodów rozciągniętych w czasie, które nakładają się jeden na drugi. Ale nie tylko powidoki czasu stanowią przedmiot malarstwa Rafała. Interesuje go również w tym samym stopniu struktura płaszczyzny malarskiej, na której odbywa się to misterium powrotów.
Jego gesty są silne, rytmiczne i zdecydowane.
Kładzie farbę mocnymi pociągnięciami i podświadomie ufa swojej nieomylności. Nie boi się chropowatości faktury obok szybkich impastów, co łącznie robi wrażenie pewności. Znamienne, że nie interesują go obrzeża, pozostawia je niedookreślone, bo nie jest nigdzie powiedziane, że rama musi wyznaczać zasięg kadru i brutalnie przecinać wybrany fragment. Chyba nie potrafimy przywoływać wspomnień, osadzając je w ramkach. Zazwyczaj ich krawędzie są jednak rozmyte. Jest w tym trochę podobieństwa z metodą malarską Piotra Potworowskiego, dla którego tylko centrum obrazu miało istotne znaczenie; peryferia zaś były tylko konsekwencją tego, co znajdowało się w polu skoncentrowanego widzenia; dawało się więc je poniekąd wywieść z głównego motywu. Nie przesądzam, czy jest to zamierzona postawa, ale takie właśnie skojarzenie zwyczajnie mi się nasuwa na myśl.
Być może – to tylko nie potwierdzona opinią samego autora teza – na widzeniu i rozumieniu świata przez Rafała zaciążył pobyt w pracowni Stanisława Fijałkowskiego. Jego mistrz stworzył w pełni autonomiczną wizję malarstwa nieprzystawalnego do rzeczywistości, a więc takiego, który jest jego osobnym, w najwyższym stopniu własnym światem, do którego inni mogą tylko zajrzeć i niekoniecznie muszą zgodzić się z jego wyglądem. Co wcale nie przesądza, że taki świat nie ma racji bytu. W sposób najbardziej oczywisty – może potencjalnie być.
Mariusz Knorowski
Zadaj pytanie
Skorzystaj z formularza i napisz bezpośrednią wiadomość.
Pracownia
93-121 Łódź, Częstochowska 38/52
Telefon
(+48) 605-042-045
garamond@garamond.com.pl